<<< strona główna

Dom Na Wodzie - DNW

Dodaj do ulubionych, nie będziesz szukał linku

strona główna

Jak powstawał pierwszy w Polsce Dom Na Wodzie.

 

Marzenia się spełniają! Tak pomyślałem kiedy pierwszy raz zaświtał mi pomysł: Dom Na Wodzie! Wszystko jest pierwsze i nowe. Co tydzień muszę odkrywać "Amerykę" :-) Prawie wszystkie osoby mówią mi, że pomysł jest z kosmosu. Wtedy zawsze odpowiadam, że ludzie byli na księżycu zanim ja się urodziłem, a przecież nie mam już 20 lat...

  Patroni medialni Dom Na Wodzie:


KALENDARIUM - 2006: Jak zmiękczyć opór materii


 

Z racji dbałości o Wasze oczy i pojemność umysłu wszystko co opisałem poniżej jest tak naprawdę namiastką tego co robiłem w temacie Dom Na Wodzie w 2005. Nijak nie da się opisać setek rozmów z wieloma osobami, które odbyłem. Wiem natomiast, że z każdej rozmowy wyciągałem wiedzę i doświadczenie. Zawsze będę dziękował wszystkim którzy poświęcili mi swój czas. ...jeszcze raz DZIĘKUJE !!!


ROK 2005 - "Miłe ciekawego początki"

ROK 2006 - "Jak zmiękczyć opór materii" 

ROK 2007 - "Teraz albo nigdy..." 

ROK 2008 - "Wiatr w oczy" 

ROK 2009 - "Zbierani sił" 

ROK 2010 - "Światełko w tunelu" 

ROK 2012 - "Ostatnia Prosta" 


 

styczeń I luty I marzec I kwiecień I maj I czerwiec I lipiec I sierpień I wrzesień I październik I listopad I grudzień

 

 

 

  


GRUDZIEŃ 2006


 

9 grudnia 2006

NIECHCIANE ŚCIANY :(

To pewno mało odkrywcza myśl, ale fizyka to mądra nauka i mogę mieć żal tylko do siebie, że w szkole nie przykładałem sie dostatecznie do nauki....:) Generalnie chodzi o to, że pływająca wanna z betonu która ma być pływałem i fundamentem pod DNW jest za szeroka. Kilka tygodni wcześniej udało sie Pawłowi złapać model obliczeniowy do płyty dennej pływaka. Chodziło o to aby ciśnienie wody która bedzie działać na płytę nie spowodowało jej wybrzuszenie po środku. Wszystko było fajnie do momentu liczenia ścian. Wtedy okazało sie że albo ściany będą miały grubość po 30 cm i wszystko w wyniku tego pójdzie na dno. Albo ściany będą cieńsze ale bedzie trzeba zastosować wewnętrzne ściany. Poczułem sie z tym dylematem "przyparty do ściany" ...:) Wyjście było tylko jedno. Wewnątrz przez całą szerokość pływaka trzeba będzie w odlać z betonu również dwie ściany rozpierające. Głównie dlatego, że woda będzie parła na ściany pionowe z dużym ciśnieniem. Gdyby to był basen z wodą to parcie ziemi z zewnątrz równoważyło by sie parciem wody z wewnątrz. Ponieważ nie trudno byłoby przez całe życie podpierać ściany trzeba to rozwiązać systemowo. Na zdjęciach poniżej widać właśnie takie ściany. Tych ścian będzie dwie sztuki i mam tylko nadzieję, że nie będą przeszkodą w rozprowadzeniu instalacji w całym DNW.

+ powiększ    

         


 

 

20 grudnia 2006

Czasem jednak muszę umyć auto...

Kolejne etapy obliczeń w projekcie oraz fakt, że była już pora konkretne myślenie o reszcie materiałów do budowy wyrobiły u mnie większą spostrzegawczość. Tego dnia z racji zbliżających się świąt postanowiłem pojechać na myjnię i umyć auto którym jeżdżę. Od kilku lat kiedy świadomie zacząłem obserwować zmiany klimatyczne dotarło do mnie, że wodę trzeba oszczędzać. Oczywiście narażam sie w ten sposób na cyniczne złośliwości ze strony płci żeńskiej i części osobników męskich jednak po namyślę twierdzę, że mieszkając na wodzie czystość rzeki może mieć dla mnie duże znaczenie. W ten sposób myjnie odwiedzam okazjonalnie i przeważnie wtedy kiedy osoba, która bedzie oglądać moje auto może mieć czas tylko na powierzchowną ocenę mojej osoby. Wracając do myjni....Była to myjnia automatyczna przy stacji benzynowej. Pamiętam jak wybudowano ją jakieś 3-4 lata temu. Była śliczna i nowa. Z racji tego że jestem rzadkim gościem mogę obserwować jak postępuje starzenie myjni. Najbardziej widać to na oknach. To takie duże witryny wzdłuż całej myjni. Ktoś wymyślił, że ramy w których osadzone są tafle szkła powinny być metalowe. W tym momencie dotarło do mnie, że podobnie jak w myjni zewnętrzna część okien w DNW będzie stale narażona na większą wilgotność od zewnątrz. Już wtedy wiedziałem, że okna będą na pewno z PCV. Kiedyś będąc na targach wiedziałem, że współczesne okna z PCV są trwalsze niż te z lat 90. Fabryki aby móc konkurować z oknami drewnianymi bardzo poprawiły jakość. Zacząłem szukać kto w Polsce produkuje profile do okien z PCV. Razem okien ma być ponad 80m2, ale tylko kilka ma być otwieranych. Gdzieś w głowie jako producenta profili PCV miałem nazwę THYSSEN jednak obecnie firma ta nazywa sie DECEUNINCK. Trafiłem chyba najlepiej jak mogłem bo okazało się jest to chyba najlepsza firmie w Europie od okien z PCV. Skontaktowałem sie z działem technicznym i ku mojemu zadowoleniu Pan Wojtek z Działu Technicznego we Wrocławiu przyjął mnie bardzo życzliwe. Potwierdził, że w wilgotnym środowisku najlepiej sprawdzi sie PCV. Dostałem super próbki i przekroje profili. Wszystko od razu przekazałem konstruktorowi, aby miał do wyliczeń.

+ powiększ    

 

+ powiększ    

 

 

 

 

  


LISTOPAD 2006


 

5 listopada 2006

HURA !!! jest "model obliczeniowy"

Była  chyba 23:00 kiedy dostałem o Maćka sms. Napisał, że wreszcie wyliczenia zaczęły mu wychodzić i wszystko gra. Udało  sie wyliczyć ściankę o gr. 15 cm co było warunkiem aby pływak nie zatonął. Okazało sie, że ta grubość jest optymalna. Beton będzie możliwie mocny, a przy tym sztywny. Z wstępnych wyliczeń wyszło, że przy naszych rozmiarach beton wg receptury GÓRAŻDŻE bedzie ważyć tylko ok 95 t. Nie mogliśmy pozwolić sobie na więcej ponieważ cała konstrukcja domu z firankami włącznie musi ważyć ok 70t. Z prawa Archimedesa wyszło nam, że pozostaje jeszcze sporo ton na obciążenia dynamiczne tj jak wiatru lub śnieg. Wtedy właśnie Maciek wyjawił mi w czym faktycznie był do tej pory problem. Chodziło o to, że na obiekt znużony w wodzie w przeciwieństwie do zwykłej ziemi działa ciśnienie wypierające. Jeśli weźmiemy dużą miskę i będziemy ją na siłę wciskać pod wodę będzie to nas kosztować sporo energii. Jeśli ta miska miałby cienkie dno to wygięłoby sie ono mocno do środka pod wypływem działania ciśnienia wody. Te same siły tylko wielekroć mocniejsze działają na taki betonowy pływak. 

 

Płyta żelbetonowego denna  pływaka musi:

1. Być sztywna, a przy tym elastyczna.

2. Użyty beton musi być bardzo szczelny.

3. Lekka, aby zapewnić wyporność dla samego mieszkania.

 

Wtedy jeszcze raz upewniłem sie, że receptura z GÓRAŻDŻE jest odpowiednia. W ocenie osób z uczelni oraz laboratorium BETOTECH dobrana receptura będzie najlepsza. Pamiętam, że tej nocy usypiałam z uśmiechem na ustach...:)

 


9 listopada 2006
Warsztaty dla Architektów
To był moment w którym przekonałem sie, że DNW w Polsce ma szanse sie rozwijać. Zostałem poproszony o wygłoszenie referatu podczas warsztatów dla architektów. Wiedziałem, że widownia nie bedzie łatwa i w przeciwieństwie do studentów architektury ma swoje doświadczenia i nawyki. Mimo tego lęku podjąłem zaproszenie czego jak sie potem okazało wcale nie żałowałem. 

Więcej o referacie napisałem tutaj >>> 

Warsztaty Architekta - ART HOTEL Wrocław


 

 

 

  


PAŹDZIERNIK 2006


 

1 października 2006
Politechnika Wrocławska

Współpraca z SARP Wrocław układała sie już bardzo roboczo i jakoś w tych dniach pojawiła sie propozycja aby wygłosić referat o DNW przed studentami wydziału architektury Politechniki Wrocławskiej. Wyzwanie było całkiem spore bo przecież prezentować projekt przez kilkuset osobami z których każdy ma zostać architektem nie musi był łatwe. 

Więcej o referacie napisałem tutaj >>> Referat Wydział Architektury - Politechnika Wrocławska


10 października  2006

Referat FORUM WYNALAZKÓW

Organizując Wcale nie czuję sie wynalazcą DNW i zawsze głośno powtarzam, że wszędzie na świecie ( po Polską i chyba Białorusią ) istnieją DNW. Nie ma w tym nic odkrywczego ani nowatorskiego. Po prostu w Polsce tak sie złożyło i nawet trudno ustalić dlaczego. Oczywiście mam kilka teorii choć jak każdą można tak samo obronić jak obalić ...:) 

 

     Więcej o referacie napisałem tutaj >>>    Referat Forum Wynalazków - Wrocław


19 października 2006

Jednak pod górkę...:(

Jeszcze pod koniec września od konstruktora usłyszałem że o ile z wyliczeniami małego pływaka nie było problemów ( 6mx3m) to z dużym pływakiem pod DNW bedzie trudno. Kontaktowaliśmy sie kilka razy w tej sprawie i za każdym razem słyszałem, że pływak wychodzi za ciężki. Powód był prosty. Aby betonowa wanna była możliwe mocna i sztywna musi być ciężka. Wynikało to z przyjętej "metody obliczeniowej". Do liczenie wszystkiego konstruktor przyjmuje pewne założenia. Są do podstawowe parametry, które musi spełniać konstrukcja aby była trwała. Do wzorów podstawia sie przyjęte normy i na końcu powinno wyjść na PLUS. Tak sie jednak nie działo. Maciek skrupulatnie nie chciał mi powiedzieć w czym jest problem i prosił tylko o czas. Czułem, że sprawa nie jest lekka/łatwa. Nie trudno wyobrazić sobie że wanna o dł. 21 m i szerokości 7 i wys. 7 m musi ważyć. Jednak jak bedzie ważyć za dużo pójdzie na dno pod własnym ciężarem ..:) 

 

+ powiększ       

Sztuka polega na tym aby pływak miał możliwie cienką ścianę z betonu, a przy tym bardzo sztywną i szczelną. Wspominam te tygodnie niezbyt dobrze. Praktycznie każda rozmowa kończyła się słowami: "...nie wiem jak to policzyć, ale spoko, bedzie dobrze..." Ponieważ Maciek został polecony przez osoby z naprawdę dużą wiedzą wiedziałem, że będzie dobrze ...:) Dodatkowo poczucie spokoju zapewniało mi to co widziałem w Holandii. Właśnie tam robią takie wanny, które wcale nie idą na dno. Oczywiście nie można było w sposób prosty skopiować założeń do liczenia z Holandii choćby dlatego, że klimat tam jest inny, a jak jest 10 cm lodu to dzieci w szkołach mają wolne. 


21 października 2006
Najważniejszy jest beton !!!

Sporym etapem było ustalenie receptury betonu. Zabrałem sie za ten temat jeszcze przed wakacjami kiedy na uczelni zacząłem wypytywać o producentów cementu i betonu. Pytałem praktycznie wszędzie i wszystkich. Wiedziałem z obserwacji jeszcze ze szkoły budowlanej że beton może bardzo łatwo zrobić źle. Odwiedziłem wtedy kilka węzłów betoniarskich i uświadomiłem sobie, że baaardzo dawno skończyłem szkołę....:) Praktycznie zaniemówiłem kiedy w jednym z węzłów operator przyjął mnie w krawacie i butach, które okazały sie czystsze od moich...:) Po raz setny utwierdziłem się, że cudownie jest żyć w czasach kiedy pojawiły sie komputery!!! Ze spotkania wyszedłem bardzo podbudowany ponieważ okazało sie, że obecnie miesza sie beton z dokładnością do 0.5kg, a wszystkie składniki aplikuje maszyna. Operator na końcu naciska tylko klawisz DRUKUJ ( fakturę oczywiście :) Upewniłem się jeszcze na uczelni i wśród znajomych budowlańców że produkty z GÓRAŻDŻE to najbardziej profesjonalne produkty. W węźle betoniarskim TBG Wrocław, (współpracuje z GÓRAŻDŻE) bo właśnie tam zamawia sie fizycznie już wymieszany beton szalenie przychylny operator doradził mi aby zapytał w ich laboratorium o recepturę pod taki pływak. Dostałem wszystkie kontakty i kilka dobrych rad jak planować samo wylewanie betonu. 

Zanim skontaktowałem sie z laboratorium GÓRAŻDŻE jeszcze raz przejrzałem wszystkie materiały jakie miała ze świata o DNW. Wybierając metodę zbudowania pływaka/pontonu z betonu wiedziałem, że trudno bedzie w moim DNW szukać analogii ze statkiem lub barką. Byłoby to bardzo trudne przede wszystkim przez kształty. Statek ma dziób i rufę. Wiedziałem też, że DNW w, którym chce sie wygodnie mieszkać przez cały rok nie może być "statkiem" i że w 95% musi to być dom. Na etapie kosztów wyliczyłem jeszcze raz wykonania pływadła ze stali ( stara barka) i z betonu. Wyszło po raz chyba 10, że beton ma szanse być przez kilkadziesiąt lat bezobsługowy. Tego samego nie można powiedzieć o konstrukcjach stalowych .Przede wszystkim kupując starą barkę to tak jakby kupić skarbonkę. Kosztuje mało, max 30-50 tyś. jednak na dzień dobry kłania sie remont, a potem co 5-8 lat wyciąganie na pochylnię i malowanie. Jeśli tylko wkradnie sie rdza to szukać trzeba spawacza, który wymieniać musi stalowe poszycie, a  to wiąże sie z rewolucją wewnątrz. Po analizie wszystkiego łącznie z kosztami wybór padł na beton. 

 

 

 


WRZESIEŃ 2006


1 wrzesień 2006
Podróże kształcą...

O tym wiedziałem od dawna jednak za każdym razem odkrywam tę prawidłowość na nowo. Jeszcze nie potrafię dokładnie powiedzieć dlaczego lubię wakacje nad morzem. Oczywiście można przyjąć, że w okolicy Wrocławia nie ma morza i z tego powodu ciągnie mnie tam. Tę zasadę jakby potwierdzali ludzie, którzy mieszkają na morzem. W wielu rozmowach mówili że lubią wyjazdy w góry. Prawie zaniemówiłem jak gospodyni u której nocowaliśmy w gospodarstwie agroturystycznym ( satelita, Internet, i inne bajery :) ...kiedy stwierdziła, że na plaży nie była jakieś 3 lata. Zaznaczyć trzeba że do morza jest rzut beretem :) Jedną z wielu obserwacji była stocznia remontowa w Darłówku. Spory teren, który niestety lata świetności ma za sobą. Naprawiają resztkę kutrów, których właściciele nie dali sie złapać na sztuczkę jaką UE. Po wejściu Polski do Unii za skasowanie kutra jego właściciel dostaje jednorazową wypłatę ( chyba jakieś 50 tyś zł ). Efekt jest taki, że wielu dało sie złapać na to, a za to w restauracjach podają teraz mrożone ryby złowione na morzu północnym niestety nie przez polskich rybaków. W rozmowie ze spawaczami, którzy naprawiali kutry pytałem czy betonowa wanna jako pływadło sprawdzi sie. Większość na początku nie mogła tego pojąć jednak po czasie stwierdzili, że na pewno bedzie to lepsze od stali. Potwierdzając to nie pomyśleli tylko, że gdyby kutry były z siatkobetonu to oni nie mieliby pracy :).Prawie rozbiłem auto kiedy na brzegu jeziora Bukowo k. Dąbki zobaczyłem pływającą przyczepę kempingową. Pogoda była kiepska, a wręcz latawcowa do tego koniec sezonu wiec niestety nie złapała "armatora".  Jedna to co zobaczyłem utwierdziło mnie, że są bardziej oryginalne osoby w Polsce i mój DNW w porównaniu z pływającą przyczepą to normalka. Bardzo ciekawa była obserwacja samego kanału jaki łączy Darłowo, które jest ok 2 km od morza z Darłówkiem, które jest nad samym morzem. Chyba jeszcze Niemcy wykonali piękny, szeroki kanał, którym pływa teraz jeden marny tramwaj wodny. Aż miło mi sie zrobiło kiedy zobaczyłem chyba 2 km nabrzeża, które idealnie nadaje sie do cumowania DNW. Jest wszystko co trzeba łącznie z wybetonowanym brzegiem, szafkami z prądem itp. Jedyny problem że wpłynąć tam można tylko od strony morza.

+ powiększ

+ powiększ

     

5 wrzesień 2006
Warto sie rozglądać...

Wśród osób, które mnie znają panuje przekonanie, że często widzę za dużo i mój wzrok rejestruje za dużo rzeczy. Tak było i tym razem. Nie opodal mojego obecnego mieszkania w dzielnicy Krzyki na ulicy której tylko nazwa jest śliczna i piękna firma budowlana ocieplała wieżowiec. Ponieważ kilka lat temu ocieplany był mój budynek znałem już zalety takiego działania i doświadczałem wady. Zaletą oczywiście jest to, że dzięki "oklejeniu" budynku 10cm styropianu rachunki za ogrzewania mocno spadły. Jedną z niewielu wad choć trudną do uniknięcia jest brudzenie sie okien. Powód jest prosty. Przed ociepleniem parapety były ze spadkiem i miały może 12 cm szerokości przez co podczas deszczu krople odbijając sie nie budziły szyb. Teraz parapet dzięki ociepleniu zrobiono na ponad 20 cm. Efekt jest taki, że po deszczu okna nadają nadają sie do mycia. Ponieważ, jak większość osobników męskich nie przepadam za myciem okien odnotowałem to za wadę :) Wiedziałem natomiast, że musze dobierając materiał na ściany kierować sie jego ciężarem, estetyką i grubością. W budownictwie pasywnym jest normą że ściany są grube. Na pewno nie są ciężkie ale samą grubością zapewniają dobrą izolację.


6 wrzesień 2006
Niewiarygodne proste...

Będąc pod koniec sierpnia nad morzem niestety nie udało mi sie zamówić dobrej pogody przez wszystkie dni. Praktycznie połowa dni była tzw. "latawcowa". W tych dniach prawie do perfekcji opanowałem z córką puszczanie latawców. Były takie dni, że mimo iż (niestety) moja waga odbiegła przez ostatnie dni od normy wiatr był taki, że z trudem mogłem utrzymać latawiec. Nie chcąc ryzykować lotu do Szwecji lub utraty latawca zwiedzaliśmy w tych dniach okoliczne miejscowości i zabytki. Jadąc do Darłowa przy drodze zobaczyłem sklep ze "śrubkami", który cały była czerwony!!!. Myślę, że właściciel świadomie zamówił taki kolor płyt na zewnątrz aby sklep było widać z daleka. Ponieważ sam rozważałem poważnie jakiś śmiały kolor elewacji zatrzymałem sie aby obadać sprawę. Właściciel okazał sie bardzo rozmowny i przez ponad 30 minut opowiadał mi o "Płytach Warstwowych" z których wykonana była elewacji sklepu. Płyta warstwowa to nic innego jak pianka poliuretanowa lub coś jak wełna mineralna obłożona z dwóch stron blachą lub sklejką. Ponieważ wiedziałem, że jest to lekkie a przy grubości 20 cm nie waży więcej niż 3 kg już nad morzem zdecydowałem, że elewację wykonam z płyt warstwowych  o baaardzo  prowokacyjnym kolorze. !!

+ powiększ


 

7 wrzesień 2006
Czują bluesa...

Ponieważ przed wyjazdem nad morze chciałem mocno podgonić temat małego pływaka pojechałem do firmy BUD-SERWIS we Wrocławiu, którą znalazłem jeszcze wiosną na Targach TARBUD w Hali Ludowej. Ponieważ wiedziałem, że pływaki pod DNW mają być z żelbetonu hydrotechnicznego niezbędne było zbrojenie. Generalnie jest tak, że 1m3 żelbetonu waży jakieś 2,5t. Natomiast zbrojenie ze stali w tym stanowi jakieś 7-8% wagi. Mimo iż jest to raptem kilka % masy, żelbeton konstrukcyjny jest niejako skazany na stal. Ta zależność zresztą działa w obie strony, prawie jak w małżeństwie..:) Gdyby stal nie była zatopiona w betonie z odpowiednią "otuliną" to pręty w wodzie zardzewieją. O tym dlaczego wybrałem żelbeton zamiast stali pisałem gdzieś w połowie 2005r. 

Spacerując, a raczej próbując nie dać sie porwać przez wiatr nad polskim morzem poczyniłem pewne obserwacje odnośnie betonu. W Darłówku w którym wejścia do portu chronią betonowe umocnienia zauważyłem, w kilku miejscach spore ubytki. Wiedziałem już po rozmowie z wykładowcami na Akademii Rolniczej, że beton do słonej wody robi sie inaczej, a i tak jest to bardzo agresywne środowisko. Wiedząc jednak o tym zaobserwowałem, że jeśli zabronienie nie jest dostatecznie głęboko zatopione w betonie to może po kilku latach po prostu rozsadzić beton rdzewiejąc. Fachowo nazywa sie to "otulina" jest to warstwa betonu jaki jest od zewnątrz do zbrojenia. Konstruktor, który wykonał projekt pływaka przyjął otulinę 3 cm. Wg "wszystkich świętych" i osób, które pytałem jest to w sam raz. Zresztą więcej fizycznie sie nie da ponieważ pływak ma ściankę o grubości 12 cm. Można oczywiście zrobić 25cm tylko wtedy niestety nazwa pływak nie bedzie pasować ponieważ wszystko pójdzie na dno. Wiedząc o tym wszystkim poczułem sie jak ze szczęśliwym losem na loterii kiedy zacząłem na roboczo współpracować z firmą BUD-SERWIS z Wrocławia. Wydawać by sie mogło, że beton nie wymaga dokładności i reżimu. Takie zresztą na początku miałem przekonanie. W kilku rozmowach, które udawało sie odbyć przez tel przekonałem sie, że panowie z BUD-SERWIS czują bluesa. Nie sposób akurat tutaj czytelnie opisać detali technicznych o których zmianę wnioskowali. Najbardziej obrazowe, a jednocześnie przekonujące mnie do tej firmy było stwierdzenie Pana Roberta, że prosi o dokonanie zmian w projekcie bo wtedy z dumą będzie mógł przyznać sie, że jego firma wykonała zbrojenie do pierwszego w Polsce domu na wodzie. Wiedząc iż nie jest to mała firma, a z mojego zlecania na pewno nie wybudują nowej fabryki ich podejście bardzo mnie przekonało. Z tymi moimi kilkoma tonami stali byłem chyba najmniejszym "zlecaniem" jakie w historii BUD-SERWIS jednak, ani przez chwilę nie poczułem sie jak płotka.

+ powiększ

+ powiększ


8 wrzesień 2006
To nie foremki w piaskownicy...

Aby wykonać pływak z żelbetonu niezbędne są: projekt, zbrojenie, specjalna receptura betonu, szalunki oraz ludzie. Ponieważ miałem już projekt, "wyginało" sie już zbrojenie, receptura została opracowana przez Górażdże oraz Laboratorium na AR naszła kolei na szalunki. Sprawa podobnie jak w przypadku zbrojenia tylko pozornie nie wymaga aptekarskiej dokładności. Szalunek jest rodzajem "foremki", choć na nazwie kończy sie podobieństwo z zabawkami w piaskownicy. Profesjonalny, a tylko taki szalunek może zagwarantować otulinę jaka jest przewidziana, kosztuje tyle co 32 szt. samochodu, którym aktualnie jeździłem. Od wielu lat, jeszcze chyba ze szkoły pamiętałem, że szalunki produkuje i wypożycza firma Hünnebeck Polska

Ponieważ jeszcze wiosną złożyłem wstępne zapytanie do tej firmy teraz kontakt był już prostszy, a Pani Monika z oddziału wrocławskiego rozpoznała mnie w drzwiach. Zostawiając projekt wiedziałem, że nie bedzie łatwo bo pływak to nie to samo co strop lub ściana. Jednak Pani Monika sprawnie przygotowała projekt szalunku oraz wszystkie niezbędne informacje. Wiedziałem, że podobnie jak w większości firm nie jestem ich największym klientem jednak mimo to wszystko odbyło sie profesjonalnie i sprawnie. Oczywiście było kilka dylematów technicznych jednak udało sie je sprawnie rozwiązać. Czym więcej przyglądałem sie w magazynie szalunkom tym bardziej przekonywałem sie, że szalunki są trochę jak klocki LEGO. Mają pewną logikę i metodę podobnych zaczepów. Praktycznie wszyscy z którymi rozmawiałem uczulali mnie, że szalunki muszą być profesjonalne i nie może można ich zrobić z byle czego. Od jakości szalunków zależy bowiem dokładność odlanego żelbetonu i co najważniejsze jego powierzchnia. W zaleceniach do projektu DRUKOWANYMI literami konstruktor napisał mi, że powierzchnia betonu po odlaniu musi być prawie jak lustro. Taka gładka powierzchnia nie będzie miała miejsc w które może w zimie wsiąkać i zamarzać woda. Specjalnie sprawdziełem kilka szalunków Hünnebeck w magazynie i wszystkie były gładkie i czyste. To przekonało mnie, że właśnie u nich będzie najlepiej pożyczyć szalunki. Wspólnie wybraliśmy Szalunki Ścienne typu RASTO. Jest to bardzo sprawny i profesjonalny system. Nie trzeba dźwigu ponieważ wszystkie elementy może unieść max dwóch ludzi. Szalunki wypożycza sie na dni, a opłaca ilość m2 pożyczonych szalunków.

+ powiększ

+ powiększ


 

 


SIERPIEŃ 2006


 

15 sierpień 2006
Strzał w dziesiątkę !

Nawet w tych najśmielszych myślach nie przypuszczałem, że wystawa w Rynku odniesie taki sukces. Już po 5 dniach z 15 praktycznie nie było godziny aby nie dzwonił telefon. Dzwonili ludzie gratulując pomysłu, życzyli konsekwencji w budowie. Odezwało sie również bardzo dużo mediów chcąc napisać lub pokazać w TV co takiego dzieje sie we Wrocławiu. Z trudem, ale udało mi sie być dla każdego, mimo iż właśnie od 21 sierpnia planowałem wyjazd nad morze. Bardzo mi już było tego trzeba. Ostatni rok nie należał do łatwych, a w końcu energii jeszcze nie można kupić w sklepie więc choćby na kilka dni wyjazd by sie przydał. Kilka razy będąc w tych dniach w Rynku zatrzymywałem sie i stawałem w tłumie słuchając dyskusji ludzi. Generalnie dziwne uczucie oglądać "po kryjomu" własną wystawę. Wszystko to co "podsłuchałem" było wielce optymistyczne. Każdy podsłuch upewniał mnie, że przynajmniej od strony Wrocławian mogę liczyć na akceptację kiedy pierwszy Dom na Wodzie stanie w centrum. 

 

Albo Wrocławianie to tolerancyjna elita, albo wystawa w swojej treści przekonała widzów, że dom na wodzie nie zepsuje zabytkowego charakteru centrum. Takie też był cel tej wystawy. Wszystko to bardzo mnie cieszyło, zwłaszcza, że odzywać się zaczęły sie różne firmy budowlane. Dostałem kilka ciekawych ofert na materiały.  

18 sierpień 2006

Udział w Kongresie Urbanistyki

Organizując wystawę chciałem również zrewanżować sie osobom które do tej pory pomagał mi przy DNW. Jedną z takich osób był Pan Andrzej Konarski z Towarzystwa Urbanistów Polskich  w którym w maju miałem okazję wygłaszać referat.  Wykonałem telefon do Pana Andrzeja aby znalazł chwilę i udał sie do Rynku. Zadzwonił do mnie wieczorem z gratulacjami i na jednym oddechu zapytał czy chciałbym moją wystawę pokazać podczas II Kongresu Urbanistów Polskich, miał odbyć sie niebawem we Wrocławiu. Pomysł od razu mi sie spodobał. W końcu to jedyna szansa aby w jednym miejscu, na raz dotrzeć do wszystkich urbanistów z Polski. W końcu to właśnie oni mogą w planach zagospodarowania przestrzennego planować miejsca do cumowania Domów Na Wodzie. Okazja wart grzechu. Od razu wykonałem telefon do firmy METALOPLASTYKA, dzięki pomocy której zorganizowałem wystawę. Właściciel Pan Marian Ostrowski, od razu zadeklarował, że coś sie wymyśli, a chodziło o stojaki w których włożone były tablice z wystawy. Plan był taki aby w budynku Prawa UW w holu ustawić wystawę. Z racji planów urlopowych wszystko musiałem dogrywać przez telefon. Przez moment pojawiła mi sie obawa czy czasem nie spotkam sie z potępieniem urbanistów ? W końcu przyjąłem jednak, że z Domami na Wodzie powinno być trochę jak z Andrzejem Leperem: "...nie ważne jak sie mówi, ważne, że sie mówi..."

 

Dodano 4 września 2006:

Czasem okazje się, że nawet najbardziej dobre plany weryfikuje życie. Tak też okazało sie tym razem. Na kilka dni przed samym Kongresem Urbanistów okazało się, że jednak nie bedzie możliwa wystawa podczas kongresu. Powody czysto organizacyjne, tj brak dostatecznej ilości miejsca w miejsce gdzie odbywać miał sie kongres. Moja wystawa zajmuje jednak sporo miejsca, a dzielenie jej na kawałki byłoby zbrodnią.

 

19 sierpień 2006

Stal, beton, szalunki

Ponieważ lato sie już powoli kończyło zacząłem przyśpieszać temat budowy małego pływaka. W połowie sierpnia godzić musiałem sporo spraw zawodowych, organizację wystawy w Rynku i do tego jeszcze przygotowanie sie do rozpoczęcia budowy Domu Na Wodzie. Metodą analizy, ale również za namową taty postanowiłem nie skakać od razu na "głęboką wodę". Gdzieś od końca lipca pracowaliśmy z konstruktorem nad projektem małego pływaka z betonu. Miał on służyć jako pomost pośredni w tych miejscach cumowania gdzie nie możliwy będzie postój bezpośrednio przy brzegu. Pomysłem taty było również aby wykorzystać go jako dodatkowy, zewnętrzny zbiornik na ścieki. Przy wymiarach 6mx3,5m wyszło, że ścieków może być nawet 10000 l. Oczywiście problemów tech. z tymi ściekami będzie cała masa ale zapewne do rozwiązania. Wymyśliłem, że w pływaku będzie 8 szt. zbiorników z PCV , takich jak są na budowach po 1200l każdy. 

+ powiększ       

Dodatkową zaletą budowania małego pływaka na początek jest to, że mogę sie na nim nauczyć logistyki pracy z betonami. W końcu w DNW nie ma nic ważniejszego niż pływadło, w moim przypadku z betonu. Bardzo nie chciałbym aby coś nie wyszło przy budowie dużego pływaka pod duży DNW i dlatego czułem pewien spokój... Rozpocząłem w tych dniach jeszcze przed wyjazdem nad morze dogrywać sprawy z firmą od zbrojenia, od betonu i wreszcie od szalunków. Ponieważ wszystkie te firmy odwiedziłem już wcześniej nie musiałem na dzień dobry tłumaczyć co to jest Dom na wodzie. Efekt był taki, praktycznie wszyscy zabrali sie za temat na roboczo. Odczekać trochę w kolejce musiałem bo w końcu w budownictwie jest to środek sezonu, ale i tak wszystko szło gładko. Wstępnie ustaliliśmy, że w połowie września będziemy "lać" beton. 

 

 


LIPIEC 2006



1 lipiec 2006
A może wystawa ?

Ta myśl przyszło mi do głowy kiedy chyba w maju zobaczyłem w rynku wystawę o połączeniu kolejowym Wrocław-Berlin. Pomyślałem, że skoro może zrobić wystawę o pociągach to na pewno trzeba zrobić wystawę o Domach na Wodzie. Rynek to chyba jedyne miejsce we Wrocławiu jest w sezonie na raz dużo ludzi i turystów.  Nie czekając rozpoznałem temat formalności i trafiłem do odpowiedniego biurka przy którym siedział bardzo odpowiedni urzędnik. Wszedłem prawie z ulicy. Opowiedziałem w 2,5 min co robię i że chce zorganizować właśnie w Rynku we Wrocławiu Wystawę Plenerową pt Domy Na Wodzie - historia i perspektywy. Osobą, która siedziała przy biurku był Marcin Frąckiewicz z Wydziału Kultury Urzędu Miejskiego. Ponieważ Rynek to miejsce publiczne administrowane przez Urząd Miejski trzeba uzyskać specjalne pozwolenie .  Pan Marcin próbował utrzymać wątek w tym co mówię odbierając co kilka chwil telefon po czy stwierdził: ..(...) pomysł wydaję sie ciekawy i niewątpliwie może to być ciekawa wystawa...(...) Następnego złożyłem wniosek, a po 2 tygodniach odebrałem pozwolenie na 15-31 sierpnia 2006, które wystawił Pan Prezydent Wrocławia. Trzonem wystawy miały być prace konkursowe ze Szczecina  + zdjęcia z Breslau + zdjęcia ze świata + oczywiście projekty mojego DNW. 


+ powiększ

 

W urzędzie dowiedziałem sie dodatkowo, że w lecie w Rynku dziennie jest ponad 50 tyś ludzi. Nawet pesymistyczne wyliczenia dały wynik, że wystawę może zobaczyć ponad 350 tyś ludzi. Przyjąłem, że nie ma lepszej metody na promowanie Domu Na Wodzie. Znałem już wstępne koszty i niestety nie okazały sie małe. Wszystkiego wyszło ponad 10 tys. zł i przez kilka dni miałem nawet chandrę nie wiedząc "załatwić" tyle pieniędzy. Wtedy przyszło mi do głowy aby pozyskać sponsora do wystawy. Wiedząc, że najwięcej DNW jest w Holandii zacząłem wokół tej myśli myśleć. Wtedy uświadomiłem sobie, że jest w Polsce jeden bank, który ma nawet w nazwie Holandia. Po kilku dniach przygotowywania oferty, szukania kontaktu, oczekiwania na decyzję otrzymałem telefon iż wystawa to temat wybitnie lokalny i że nie wpisuje sie to w strategię banku..:( Sprawa wyglądała poważnie, wystawa niebawem, koszty nie małe i praktycznie wszystko musiałem finansować sam. Wtedy dotarła do mnie myśl, że mam przyjaciół z czasów kiedy miałem prawie wszystkie włosy na głowie. Generalnie przy ich bardzo dużej pomocy i wsparciu również finansowym przygotowanie wystawy ruszyło z miejsca. Dodatkowe wsparcie logistyczne uzyskałem od firmy ODRATRANS i RZGW Wrocław. Naprawdę sporo biegania było przy wystawie, zwłaszcza, że chcąc oszczędzać środki nawet projekty graficzne wykonywałem nocami sam.

 

 



CZERWIEC 2006



7 czerwiec 2006
Wreszcie mogę poznać bratnią duszę ze Szczecina...

Chyba 1 czerwca zadzwonił do mnie Grzegorz Ferber z SARP Szczecin i zaprosił mnie do udziału w otwarciu wystawy po konkursowej która miała się odbyć w Galerii Prezydenckiej Urzędu Miasta w Szczecinie. Wystawa była planowana na 7 czerwca na 14:30. Od razu się zgodziłem. Po kilku godzinach Grzegorz dzwoni ponownie i pyta czy mógłbym w ramach wystawy wygłosić referat o Domach Na Wodzie. Ponieważ, byłem już zaprawiony w tym temacie również potwierdziłem że nie ma problemu. Czułem, że właśnie w Szczecinie Domy Na Wodzie będą rozumiane najbardziej, a fakt, że Urząd Miasta organizuje wystawę potraktowałem jak błogosławieństwo. Z Wrocławia wyjechałem jakoś ok 7 i już po 12 byłem w Szczecinie. Było trochę czasu więc przygotowałem sobie kabelki, rzutniki itp. "Galeria Prezydencka" to umowne miejsce na wystawę którym są korytarze Urzędu Miejskiego. Trzeba przyznać, że organizacja była na wymiar. Duże, dobrze wykonane wydruki najlepszych prac z konkursu na projekt Domu Na Wodzie. Jeszcze przed otwarciem wystawy podchodzi do mnie Grzegorz i przedstawia mi Panią Annę Nowak - Zastępcę Prezydenta Miasta Szczecina. Poczułem lekkie zakłopotanie, ale Pani prezydent szybko je rozładowała pytając czy przyjmę od niej zaproszenie wieczorem na koncert Jana Garbarka który akurat wieczorem będzie miał koncert w Zamku Książąt Pomorskich. Na jednym oddechu dostałem zapewnienie, że nocleg również jest załatwiony. Ponieważ Garbarka słuchał od wielu lat propozycja była trafiona w punkt. i oczywiście dziękując potwierdziłem. 

 


Następnie zaczęła się cześć oficjalna i przemówienia. W tym momencie znowu poczułem sie zakłopotany ponieważ przemawiające osoby, które reprezentowały organizatorów, jury oraz biuro Prezydenta dziękowali mi za przyjazd. 
+ powiększ                + powiększ                + powiększ                + powiększ                + powiększ 

 

Po części oficjalnej udaliśmy się do sali konferencyjnej gdzie starając się nie przynudzać uwinąłem się w jakieś 40min. Ku mojemu zadowoleniu dyskusja po trwała ponad godzinę, a pytanie były tak dokładnie i szczegółowe, że czułem się jak wśród bliskich....:)
         
+ powiększ                          + powiększ                          + powiększ                         + powiększ  

7 czerwiec 2006
Trochę kultury, wieczorem...

Po wystawie była chwila na odpoczynek o jedzenie. Przy okazji zwiedziłem trochę Szczecin jakoś przed koncertem udałem się do zostawić bagaże do hotelu. Nie był to jednak zwykły hotel. Pani Prezydent zorganizowała mi nocleg w Muzeum Narodowym w Szczecinie !!!. Nie myślałem, że można nocować w muzeum, ale okazało się, że są w nim pokoje gościnne. Ponieważ muzeum było akurat w remoncie więc wszystko było jakieś magiczne. Zostawiłem bagaże, przebrałem koszulę i poprosiłem Grzegorza aby wskazał mi gdzie jest dokładnie koncert Garbarka. Koncert był na 20, a bilet który dostałem był z pieczątką VIP. Udałem się więc na balkon gdzie spotkałem Panią Prezydent. Koncert był bardzo super ujmujący. Na klimat i odbiór mocno wpływał dziedziniec pałacowy, który miałem okazję widzieć pierwszy raz w życiu. Przez cały czas pobytu w Szczecinie nie mogłem pozbyć się wrażenia, że jest w tym mieście coś z Wrocławia. Bardzo dużo secesyjnych kamienic, które były jakby żywcem z Wrocławia. Dodatkowo rodzaj klimatu i nie chodzi mi o oczywiście o klimat morski, ale to ulotne wrażenie jakie ma się stając w centrum miasta. 

+ powiększ 


8 czerwiec 2006
Poranek w Szczecinie

Poranek następnego dnia miał coś z poranków jakie pamiętam z wakacji, otwiera sie oczy, a w otoczeniu nie ma nic co znamy. Dodatkowo inaczej słyszymy dźwięki jakie do nas docierają. Jednym z dźwięków jaki słyszałem w przerwach wiercenie w remontowanym muzeum były krzyki mew. We Wrocławiu praktycznie nie ma mew, stąd nie zatarło mi sie odczucie jaki pojawiało sie kiedy słyszę mewy. Miałem rację. Okazało sie, że miejsce gdzie spałem jest blisko głównych nabrzeży w centrum Szczecina. Zebrałem sie szybko, i już za kilka minut mogłem wjechać na nabrzeże samochodem. Czynność pozornie normalna jednak w porównaniu z Wrocławiem praktycznie było to jak chodzenie po księżycu. Zaparkowałem auto i wysiadając zacząłem mieć mieszane uczucia. Z jednej strony zobaczyłem idealne miejsce dla Domów Na Wodzie. Z drugiej strony upewniłem sie, że we Wrocławiu jest baaaaardzo dużo do zrobienia. Już sam fakt, że samochodem można podjechać 50 cm od statku może nabawić kompleksów. Dodatkowo praktycznie wszędzie co 20-30 m jest pachołek do cumowania. Dobić każdego entuzjastę DNW może to, że praktycznie wszędzie są szafki z prądem, a w wielu miejscach jest również woda. Upewniłem sie wtedy, że przede mną jest do wykonania dużo pracy. Pomyślałem wtedy również, że trudno jest zazdrościć Szczecinowi tego wszystkiego, a jeśli już to powinna to być budująca zazdrość. Pamiętając deklaracje Pani Prezydent, że jako samorząd chętnie będą wspierać DNW przyjąłem, że to właśnie od Szczecina trzeba sie uczyć.


+ powiększ  

               

 + powiększ                                + powiększ                                + powiększ  

                 

 + powiększ                              + powiększ                                                            + powiększ  


16 czerwiec 2006
Oj, już nie te lata...

Na początek zaznaczę, że nie należę do osób o słabym zdrowiu i zaniedbanej figurze. Czasem, choć nie za często zauważam, że nawet na ulicy płeć przeciwna zauważa moją obecność. Jednak tego dnia okazało sie, że moją kondycję w skali 1-10 mogę ocenić na minus 2. Ponieważ tego czerwcowego poranka jak zresztą przez poprzednie 30 poranków pogoda była wybitnie letnia, a w wiadomościach usłyszałem, że w Rzeszowie jest cieplej niż w Atenach udałem sie z moim tatą do wypożyczalni kajaków z planem zbadania prześwitów pod mostami w tzw. Kanale Miejskim. Jest to sztucznie zbudowana odnoga rzeki Odry, która nie jest bezpośrednio w nurcie. Jest to bardzo urokliwe miejsce, które praktycznie na całej długości ma piękne deptaki i alejki do spacerowania. Jak nic ma 5-7 km i okala centrum Wrocławia od strony wschodniej. Pływają tam głównie statki turystyczne i kajakarze. Woda jako tak w tym kanale nie płynie chyba, głównie dlatego że na obu końcach są śluzy. 

+ powiększ 

Zobacz oryginalne zdjęcia Google >>>  

Plan "wycieczki" obejmował zbadanie prześwitów pod 7 mostami na kanale oraz zmierzenie zanurzenie pod mostami. Kanał jest żeglowny tylko w sezonie od kwietnia do listopada. W pozostałych miesiącach mocno spada w nim woda i praktycznie można po kolana przejść w poprzek. Jest jakaś praktyka RZGW zamykania tego kanału na zimę przez co odpływa z niego woda i przez 5-6 miesięcy jest praktycznie bez użyteczny. Muszę wybrać sie na rozmowę do RZGW i zapytać dlaczego tak naprawdę sie dzieje. Wiem i czuję, że gdyby taki kanał był w Amsterdamie to nikt nie pozwoliłby na zamykanie i blokowanie takiego miejsca. Myślę, że za kilka lat uda sie tę praktykę RZGW odmienić i właśnie w kanale miejskim będą mogły stać DNW. Spływ na początku wyglądał bardzo "wakacyjnie". Słoneczko, mijające statki, machający turyści. W pewnym momencie zauważyłem że płynę z wiatrem. Ucieszyło mnie to bo nie wiele było wiosłowania. Przy każdym moście stawałem i drewnianą tyczką którą zabrałem mierzyłem głębokość. Tato z mostu rzucał sznurek z ciężarkiem i robił notatki. Wybierając samochód czułem że wybrał sobie lepszą metodę na przemieszczanie. Z czasem przekonałem sie, była to najlepsza metoda. Jednak mi przypadło zadanie pomiaru głębokości dna, a to można wykonać tylko z wody. Tak więc bez kajaka ani rusz. Gdzieś na wysokości mostu Trzebnickiego wiatr zmienił kierunek i ostatni kawałek jakieś 1,5 km do mostu Obornickiego musiałem już ostro machać wiosłem. I właśnie wtedy okazało się, że lata już nie te po prostu brak mi pary...:) Ostatkiem tchu dopłynąłem do awanportu Śluzy Miejskiej na końcu kanału miejskiego i po prostu poddałem sie. Na myśl, że musze z powrotem wrócić aby oddać kajak zacząłem kombinować i nagle wpadła mi myśl, że oczywiście odwiozę wbrew logice kajak autem do wypożyczalni obok Hotelu Wodnik obok Wodociągów. Resztką sił zapakowaliśmy kajak na dach i niestety pokonany przez własny brak kondycji z powrotem wróciłem autem. Wtedy postanowiłem częściej dbać o kondycję i o dziwo jeszcze wiele razy pożyczałem kajak. Optymistyczne było jednak to, że cel został osiągnięty. Zapomniałem na początku napisać po co te pomiary i katorga jak na galerach. Chodzi o to, że cała infrastruktura techniczna do budowy DNW jest w części zachodniej Wrocławia. Są tam stocznie, porty itp. Natomiast właśnie kanałem miejskim można dostać sie najszybciej do centrum Wrocławia. Są jeszcze dwie drogi. Niejako pod górę, od strony elektrociepłowni przez śluzę mieszczańską która mieści tylko jednostki o szerokości do 2,2 m i oraz najdłuższa droga do centrum. Z Osobowic kanałem żeglugowy w kierunku Psiego Pola do śluzy Bartoszowice, potem śluza Opatowice, a następnie do centrum z tyłu Zoo. Wnioski z pomiarów dały mi sporo do myślenia oraz konkretne wymiary dla konstruktora.

  + powiększ                + powiększ                + powiększ                + powiększ                + powiększ 
  + powiększ                + powiększ                + powiększ                + powiększ                + powiększ 

26 czerwiec 2006
Ludzie z pasją....

Jeszcze jesienią 2005 "żeglując" wieczorami w sieci trafiłem na stronę  FLISU ODRZAŃSKIEGO. Pamiętam, że z dużym zdziwieniem i zaskoczeniem czytałem o tym, że są w Polsce ludzie, którzy potrafią przez kilkanaście dni płynąć Odrą z Brzegu do Szczecina. Przypomniałem wtedy sobie jak mając 14 lat mój tato "przystosowując" mnie do przyszłego życia zapisał mnie na rejs statkiem Westerplatte II ze Szczecina do Wrocławia. Wszystko było wtedy utrzymane w klimacie obozu żeglarskiego mimo, że na statku była świetlica, prysznice, stołówka a nawet 3 kabiny prysznicowe. Z dużym sentymentem wspominam ten rejs do dzisiejszego dnia i może też z tego powodu tak spodobał mi sie pomysł na własny DNW. Ten statek Westerplatte II był używany przez Technikum Żeglugi i do dnia dzisiejszego pływa. Niestety zrobiono z niego hotel, a to że szkoła została zlikwidowana sprawiło, że kilka osób chciało przejąć obiekt na swoje cele.


+ powiększ

Ale wracając do Flisu. Gdzieś w kwietniu 2006 wykonałem telefon do organizatorów z propozycją wygłoszenia referatu dla flisaków na przystanku Wrocław. Propozycja okazała sie ciekawa i zostałem poproszony o wygłoszenie referatu. Wszystko miało miejsce na tyłach Hotelu Wodnik we Wrocławiu. Jest tak super nabrzeże, które po remoncie może gościć statki. Tak naprawdę w tym czasie to chyba jedyne miejsce w centrum Wrocławia, które sie do tego nadaje. To był drugi dzień flisu i statki wpłynęły do Wrocławia gdzieś ok 16. Na koniec przypłynęło coś o czym czytałem, ale nijak nie mogłem sobie tego wyobrazić. Była to ponad 100 m tratwa z pali drewna. Wszystko ciekawie połączone robiło wrażenie. Podobno kierowanie czymś takim wymaga mocnych nerwów i doświadczenia. Samo cumowanie trwało jakieś 20 min. Po części oficjalnej podczas, której przywitano flisaków, przedstawiona gości, wszyscy zajęli sie kosztowaniem produktów z girlla. Potem osoby , które jeszcze miały silę udały sie do sali gdzie jak to już miałem okazję robić zrobiłem prezentację z rzutnika o Domach Na Wodzie. Pytań tym razem było mało. Powody mogły być dwa, albo flisacy po prostu rozumieli Domy Na Wodzie lub byli za bardzo zmęczeni aby zadawać pytania...:)

         

 + powiększ                          + powiększ                          + powiększ                         + powiększ  

          

 + powiększ                          + powiększ                          + powiększ                         + powiększ  





MAJ 2006



8 maj 2006
Referat w Towarzystwie Urbanistów Polskich

Jakoś 2 maja zadzwonił do mnie Pan Andrzej Konarski z Towarzystwa Urbanistów Polskich z propozycją wygłoszenia na zebraniu Towarzystwa referatu o Domach Na Wodzie. Ponieważ od urbanistów w temacie rozwoju DNW zależy bardzo dużo propozycję przyjąłem ochoczo. Już od kilku miesięcy wiedziałem, że aby w przyszłości inne osoby mogły budować dla siebie własne DNW potrzebne będzie profesjonalne nabrzeże do którego doprowadzone będą niezbędne media. Aby móc komfortowo mieszkać w DNW potrzebne jest docelowo normalne przyłącze z bieżącą wodą, odbiór ścieków do kanalizacji, prąd oraz dla wybrednych przyłącze gazowe. Jednak aby takie coś mogło powstać potrzebna jest wręcz heroiczna droga w urzędach. Kluczowym we wszystkim co dzieje się w każdym mieście jest Plan Zagospodarowania Przestrzennego. Dokument ten jest tworzony właśnie przez urbanistów.

+ powiększ

Zawarta w nim jest prawie cała przyszło każdej aglomeracji. Takie plany najczęściej są długoterminowe i przewidują gdzie i jak rozwijać będzie się miasto. To gdzie będzie droga, gdzie będą osiedla, gdzie usługi, a gdzie lotniska, ...itd. Powstanie takich planów to sporo praca dla wielu wydziału w urzędzie. Dodatkowo wnioski powinny podgalać konsultacji ze społeczeństwem a na końcu przyjęte przez Radą Miasta w formie uchwały. Kilka osób, które zapytałem czy można taki Plan Zagospodarowania modyfikować odpowiedziały mi, że do zmiany trzeba wykonać na początek Studiu Wykonalności, które opisuje w sposób wyczerpujący nowe zagadnienie w już funkcjonującym Planie Zagospodarowania. Potem uzyskać, pozytywną akceptację wydziału Planowania Przestrzennego, a następnie złożyć wniosek do Rady Miejskiej o przyjęcie wniosku. Jeśli wniosek uzyska akceptację radnych, co wcale nie musi być jednoznaczne można zacząć szukać inwestora. Następnie ogłosić przetarg na dokumentację jeśli inwestycja jest z środków publicznych, a następnie posiadając dokumentację ogłosić przetarg na wykonawcę. Pesymiści przekonywali mnie, że cała ta droga może zająć nawet 5 lat. ..:( Przyjąłem, że skoro mam 35 lat to jeszcze mogę poświęcić tyle czasu na przejście tej drogi. To sporo czasu, ale jeśli na końcu miałoby powstać profesjonalne miejsce w którym mogą cumować DNW to trzeba to zrobić. Brutalne jest to, że aby móc zainstalować profesjonalne przyłącza mediów, a nabrzeże było przystosowane do stałego cumowanie DNW to trzeba tę drogę przejść. 

Po podobno udanym referacie, który z trudem udało mi się zamknąć w 50 min zaczęły pojawiać się pytania. Po prostych pytaniach jak piorun pojawił się atak. Okazało się, że karabin wyciągnęły dwie panie, które nie przebierając w słowach i formie zaczęły krytykować pomysł domu na wodzie w centrum miasta. Z tego co ustaliłem, obie Pani zajmowały ważna stanowiska w urzędach i wtedy poczułem, że osoby na które mocno liczyłem wcale nie popierając mojego pomysłu. Padał np argument że: "...taki obiekt zaśmieca krajobraz i nie powinno się pozwalać na postój takich obiektów w centrum miasta..."  W pewnym momencie obecni podzielili się na dwa obozy, które dalekie były od rozejmu. Wtedy dotarła do myśl, że z urbanistami jednak nie będzie łatwo. Pod koniec poprosiłem o chwilę dla mnie aby móc się odnieść do zarzutów. Podałem wtedy dla przykładu dom handlowy SOLPOL 1 i SOLPOL 2 w samych centrum Wrocławia. 

+ powiększ      

Nie jest tajemnicą, że są to obiekty które przytaczane są na lekcjach dla studentów architektury jako przykład jak nie należy łączyć nowoczesnej architektury z zabytkowym centrum Wrocławia. Na własne uszy słyszałem, że architekci mówią o tych obiektach, że jakaś krawcowa je projektowała. Zakończyłem stwierdzeniem, mój DNW jeśli komuś będzie przeszkadzać w centrum można go zabrać w 2 godziny, a  "zabranie" Solpolów jest praktycznie a wykonalne i pewno przez wiele lat będą "zdobić" nasze miasto. Zdaję sobie sprawę, że są to śmiałe teorie, a o gustach i projektach lepiej nie dyskutować jednak mój DNW może pływać i można go zacumować gdzie indziej. 


12 maj 2006
poczułem nawet lekkie podniecenie....

W tych dniach bardzo mocno uaktywniły się media. Zaczęła procentować praca jaką wykonywałem zimą i wiosną. Pod koniec kwietnia ukazał się tekst w Gazecie Wyborczej, a następne media już pukały. W Wyborczej prócz mojego średnio udanego zdjęcia ukazało się projekt Pawła, który szykował do konkursu w Szczecinie. Uradziliśmy, że tak będzie lepiej. Nie chciałem już więcej pokazywać mojego kiepskiego projektu, a nowy nie był jeszcze gotowy. Jednak w następnych artykułach chciałem już pokazywać projekt mojego DNW. Tak więc zacząłem naciskać Pawła aby przysłał choć wstępny rys tego jak to ma wyglądać. Któregoś wieczora zadzwonił do mnie, że wysyła mi "wstępniaka". 

+ powiększ      

 

Pamiętam, że oczekiwałem na te projekty jak na wyniki z jakiegoś egzaminu. Bardzo dużo nadziei pokładałem w Pawle i czasami miałem obawy czy poradzi sobie z tym tematem. Sprawa tylko pozornie była łatwa. Nie chodziło tylko o prosty projekt architektoniczny domu, ale coś co powali wszystkich na kolana, a ludzie przez wiele lat patrząc na ten DNW będą się zatrzymywać i go podziwiać. 

Dodatkowo powiedziałem Pawłowi, że nie musi mieć żadnych ograniczeń, a ogólny efekt powinien być wręcz kontrowersyjny. Chodziło mi o to, że tylko taki DNW stojący w centrum Wrocławia jest w stanie wyróżniać się z zabytkowego otoczenia. To natomiast będzie pomagać w promowaniu samej idei mieszkania na wodzie. W końcu ma to być pierwszy w Polsce dom na wodzie i po prostu musi być kontrowersyjny. To co dostałem wieczorem od Pawła powaliło mnie na kolana. Czułem wtedy jakąś odmianę podniecenia...:) Zrobiłem sobie wydruki, rozłożyłem na podłodze i przez wiele godzin patrzyłem na nie. W pewnym momencie zacząłem na siłę szukąc wad i problemów, ale po godzinie przestałem. Wszystko co wymyślił odpowiadało moim oczekiwaniom, a do tego było jeszcze praktycznie i proste. Nie omieszkałem następnego dnia zadzwonić do "geniusza ze śląska" i przelać mu trochę miodu przez telefon. O dziwno zniósł to bardzo profesjonalnie i z śmiem twierdzić wyuczoną rezerwą. Albo ten "magik" taki jest, albo uczą teraz tego na studiach....:) 

      

+ powiększ                                         + powiększ                                             + powiększ 

Praktycznie wszystko w tym projekcie mi się podobało jednak najbardziej zauroczyło mnie pomieszczenie wiszące nad wodą, które miało być moją pracownią. Bardzo fajna komunikacja wewnątrz oraz to "złamanie" elewacji bocznej,...wszystko było super. Tego dnia pojawiła mi się też inna myśl. Skoro Paweł jest tak sprawny i potrafi "wpasować" się w sumie trudne realia to niewątpliwie jest "dobry". Ta cecha natomiast jest obecna u wszystkich, którzy w tych miesiącach machają nam z okien samolotu, który właśnie startuje do Londyny. Pamiętam, że z mojego otoczenia wyjechało kilka naprawdę zdolnych i fajnych osób i nawet nie potrafię opisać żalu jaki czułem do polskich władz. Śmiem twierdzić, że ta emigracja jest w skutkach prawie tak zła pozbycie się polskiej inteligencji w Katyniu. Wiem, że to odważne zdanie, jednak każdy z kim o tym rozmawiałem przyznawał mi rację. Najgorsze w tym będzie to, że te negatywne skutki będą odczuwać przyszłe pokolenia, które nawet nie będą pamiętać o problemach z powołaniem koalicji większościowej w sejmie między PIS a PO. Nikt nie będzie pamiętał bezsensownej walki politycznej jaka rozpoczęła się latem 2006 przed jesiennymi wyborami samorządowymi. 

Przyjąłem jednak, że trzeba dalej robić swoje. W takich chwilach przypominam sobie zasadę którą stosuje od lat mój przyjaciel Andrzej Tylkowski.  Twierdził, że w sytuacji w której wokół działo się źle trzeba: Robić swoje, Niczym się nie przejmować i Mieć wszystko w d...e. Tak też przyjąłem i działałem dalej ...:)


KWIECIEŃ 2006



2 kwietnia 2006

Miałem nosa z tą powodzią...


Jeszcze latem 2005 roku czułem i wiedziałem, że te 3 lata jakie dałem sobie na zbudowanie własnego DNW jest w sam raz. Pierwszy rok "zwiedzanie" urzędów, drugi rok dopinanie ustaleń w urzędach, obserwacje miejsc do cumowania i rozpoczęcie budowy. Trzeci rok faktyczna budowa. Ponieważ rozpoczynał się drugi rok zacząłem bardziej dokładnie przyglądać sie miejscom do cumowania. W wyniku obserwacji powstała lista miejsc, które podobały się jako miejsce postoju DNW. Czułem jednak, że ostateczna decyzja o miejscu do cumowania musi być podjęta po długi obserwacjach praktycznie przez cały rok. Właśnie w pierwszych dniach kwietnia kiedy dopiero puścił mróz i kra zaczęła topnieć RZGW ogłosiło we Wrocławiu stan alarmowy na Odrze. Tych kilka dni spędziłem w samochodzie jeżdżąc w  miejsca, które wydalały mi się ciekawe. To były bardzo pouczające obserwacje, które po raz 132 upewniły mnie, że woda to siła której nie da się kontrolować. Więcej o powodzi napisałem tutaj >>>

+ powiększ

Ponieważ bardzo dobrze pamiętałem siłę powodzi z 1997 roku kiedy straciłem sporo mojego majątku byłem świadomy co potrafi zdziałać woda. W tamtych latach wynajmowałem pomieszczenie na studiu fotograficzne na ul. Ścinawskiej obok szkoły podstawowej do której chadzałem przez 8 lat Znałem okolicę niejako od piaskownicy i pewno właśnie dlatego na tej ulicy wynająłem pomieszczenie w przyziemiu na terenie przedszkola. Była to całkiem spora sala gimnastyczna, która w tamtych latach ze względu na niż demograficzny stała pusta. Pod wodą znalazło się praktycznie wszystko co jest na wyposażeniu dobrego studia fotograficznego łącznie z kolekcją czarnych płyt z jazzem. Wszystko "odpłynęło" w niebyt. Od tamtej pory wszystkie miejsca, które zajmowałem były wyżej niż parter. Twierdzę, że ponieważ powodzie doświadczałem na własnej skórze potrafię właściwie ocenić "ryzyko powodziowe"

Będąc tak doświadczonym, a jednocześnie śmiertelnie poważnie myśląc o bezpieczeństwie mojego DNW wiedziałem, że miejsce które oglądam w piękny letni wieczór muszę również zbadać, w zimowy wieczór oraz podczas wiosennych roztopów. Dobrym przykładem jak szybko "topnieje" przekonanie, że jakieś ładne i urokliwe miejsce do postoju DNW jest dolny awanport Śluzy Mieszczańskiej prawie przed Uniwersytetem. Pod koniec 2005 roku bywałem tam wiele razy. Miejsce prawie idealne. Blisko centrum, świeżo po remoncie nabrzeży, sąsiedztwo jednostki policji na ulicy Witolda. Wszystko prawie idealne. Wystarczył jednak jeden kwietniowy tydzień, aby "wypłukać" to miejsce z listy cumowisk dla DNW. 

 


2 kwietnia 2006                                                               sierpień 2005
+ powiększ                                                                      + powiększ

W ten sposób z listy wypadło jeszcze kilka potencjalnych miejsce do cumowania. Niejako w ciemno przyjąłem, że gdyby nawet zamiast liny do cumowania o grubości 10mm użyć linę 20mm to ryzyko byłoby i tak za duże. Również w tych dniach doszedłem do innego wcale nie odkrywczego wniosku, który jednak bardzo pomagał mi w późniejszych dyskusjach z przeciwnikami DNW. Uświadomiłem sobie, że DNW jako jedyny jest w stanie obronić się przed powodzią. Oczywiście dobór miejsca do postoju oraz technika cumowania jest bardzo ważna. Jeśli jednak poświęci się odpowiednio dużo czasu na etapie myślenia o wyborze miejsca to będzie to jak rodzaj polisy ubezpieczeniowej, której nie tylko mi zabrało w 1997 roku.


16 kwiecień 2006

no to gdzie cumować?

Ponieważ miałem już wiedzę o miejscach do cumowania popartą obserwacjami prawie przez cały rok mogłem bardziej konkretnie zacząć rozglądać się za miejsce gdzie miałby cumować mój DNW. Przez moment pomyślałem, że to może przedwczesne szukanie miejsca jeśli nie powstał jeszcze DNW. Jednak rozmowy zarówno z projektantem jak i konstruktorem skutkowały pytaniami na które musiałem ja odpowiedzieć. Chodziło np o to z której strony będzie zejście na ląd? albo czy zejście będzie z wysokiego czy niskiego nabrzeża ? Jakie będzie maksymalne zanurzenie DNW? Pytań tego typy było sporo a odpowiedzi na nie mogłem udzielić tylko znając miejsce gdzie cumować będzie mój DNW.

Właśnie wtedy bardziej aktywnie zacząłem "zwiedzać" stosowne wydziały różnych urzędów. Na początek zawsze po wybraniu miejsce musiałem ustalić w Ewidencji Gruntów czyje fizycznie jest nabrzeże. O ile woda prawie zawsze należy do RZGW o tyle z brzegami nie jest tak prosto. Sprawa dodatkowo komplikuje się dlatego że jesteśmy we Wrocławiu. Usłyszałem, że prawie od lat 70 nie są unormowane sprawy związane z własności gruntów. Często jest tak że jakieś nabrzeże już nie jest Urzędu Miejskiego, a jeszcze nie jest RZGW. Nakładając na to fakt, że w takim miejscu chciałem cumować DNW praktycznie u większości urzędników pojawiała się reakcja podobna do reakcji jakie miewała czasem moja córki kiedy w szatni przedszkola przypominała sobie, że nie chce iść do przedszkola. Na pytanie dlaczego " NIE" ? odpowiadała prawie zawsze "BO NIE". Ponieważ zaprawę przedszkolu miałem ostrą i pouczającą podobne metody stosowałem w urzędach. Z uporem maniaka próbowałem ustalić dlaczego się nie da i co trzeba zrobić aby się dało. Często otrzymywałem odpowiedź, że to inny urząd. Jechałem do niego, a na miejscu uzyskiwałem odpowiedź, że to jednak kompetencje tych którzy mi wysłali i że widocznie chcieli mnie "spławić". Przestałem praktycznie liczyć dni, godziny i litry paliwa jakie poświęcałem na ustalenie z pozoru prostych rzeczy. Uzyskanie odpowiedzi na pytanie czyj jest ten kawałek nabrzeża często okazywało się trudniejsze niż odpowiedź na pytanie czy na Marsie jest woda...:)

+ powiększ

Tak wiec prawie przez całą resztę kwietnia jeździłem miedzy wydziałem Katastru, RZGW, Urzędem Marszałka, Urzędem Miejskim oraz oczywiście Urzędem Wojewódzkim. Decydowałem się na te pielgrzymki głównie dlatego iż wiedziałem i czułem, że z perspektywy czasu coś co mnie wtedy denerwowało i zabierało czas w przyszłości będzie procentować i pomagać. Podobne obserwacje miałem oceniając sens chodzenia na zajęcia plastyki w szkole podstawowej. Pamiętam, że jako jeden z niewielu z chęcią uczęszczałem na zajęcia do Pana o nazwisku Kozak. Po wielu latach jako taka ogłada plastyczna pomagała mi setki razy, a od kilku ostatnich lat pomaga nawet zarabiać na "chleb"...:)


20 kwiecień 2006
Jak pozostać w pamięci ?

Takie pytanie zadaje sobie każdy kto zajmuje się marketingiem i reklamą. Przy reklamowaniu konkretnych produktów, np kawy lub usług bankowych  cel jest jeden. Pozostawić w głowie odbiorcy reklamy nazwę produktu tak w sytuacji w której jest faktycznie komuś potrzebna kawa lub konto w banku sięgnął w sklepie po konkretne opakowanie kawy lub udał się do reklamowanego banku. W tych dniach zacząłem zauważać pewne podobieństwa z DNW. Zależało mi aby osoby, które odwiedzam w urzędach nie zapominały o mnie zaraz po tym jak wyjdę z ich pokoju. Zacząłem bowiem odczuwać u niektórych osób takie reakcje. Jestem przekonany, że nie wynikało to z ich złe woli, ale prawdopodobnie  z nawału innych obowiązków,  których w pracy urzędnika nie brakuje.  W tej sytuacji zadałem sobie pytanie jak sprawić, aby mój temat pozostał "na tąpiecie", a w wyniku tego został choć trochę szybciej załatwiony. 


+ powiększ

Ponieważ pamiętałem z jakiegoś artykułu że większość osób to wzrokowcy dlatego przyjąłem, że musze pozostać w zasięgu wzroku osób na których opinii mi zależało. Właśnie wtedy pojawił się pomysł wykonania gadżetu firmowego...:) Po analizie mojego skromnego budżetu reklamowego wyszło, że stać mnie na wykonanie limitowej, ekskluzywnej serii kubków DNW. Nabyłem stosowne materiały, wykonałem wzory, zawiozłem do podwykonawców i już za kilka dni mogłem po rozmowie pozostawić jakiś ślad po sobie...:)

 
27 kwiecień 2006
siła mediów...

Powiem tak, znam siłę mediów jednak to co wywołał artykuł 27 kwietnia w Gazecie Wyborczej poraziło nawet mnie. Skuteczność w promowaniu idei DNW podsumuję dwoma przykładami choć przykładów mógłbym podać setki. Pierwszy przykład. Ponieważ moje volvo nie należy do oszczędnych, a jego wadą wręcz fabryczną jest notorycznie psujący się wskaźnik poziomu paliwa tankować muszę praktycznie co 2-3 dni. Z powodu braku działającego poprawnie wskaźnika czasem jadąc zostaję zaskoczony przez moje auto czymś w rodzaju zadyszki. 

 

Wtedy wiem, że trzeba udać się na pobliską stację i tankować. Najdziwniejsze jest to, że nawet w serwisie volvo doradzili mi aby darował sobie kupowanie kolejnego wskaźnika bo i tak się popsuje. Tym razem zadyszka trafiła się na ulicy długiej po wizycie w stocznie gdzie ustałem wolne terminy. W sąsiedztwie jest stacja Orlen na Witolda. Po zatankowaniu paliwa idę płacić, a od drzwi jakoś mało typowo przygląda mi się chyba kierownik. Przy płaceniu i kasjerki podchodzi i nieśmiało pyta czy to nie o mnie był tekst w Wyborczej? Mimo zaskoczenia zachowałem spokój i przytaknąłem. Wtedy usłyszałem słowa uznania, gratulacji pomysłu i wytrwałości. 

+ powiększ

Drugi przykład to reakcja Pani w sekretariacie jednego z urzędów. "Atakowałem" ten urząd już od kilku miesięcy, ale zawsze odbijałem się. Następnego dnia po artykule dzwoni do mnie Pani sekretarka i pyta czy znajdę czas na spotkanie z Panem dyrektorem już w poniedziałek zaraz po weekendzie? Oczywiście potwierdziłem, a utwierdziłem się, że telefon był konsekwencją artkuyłu kiedy wszedłem na spotkanie do Pana dyrektora, a na biurku leżała Wyborcza otwarta na moim średnio udanym zdjęciu...:)



MARZEC 2006


4 marzec 2006
Zima stulecia ???

oj Mijało już kilka tygodni sporych mrozów i coraz częściej słyszało się, że ta zima będzie zimą stulecia. Biorąc pod uwagę fakt, że minęło dopiero 5 lat obecnego stulecia to faktycznie na ten czas to była najbardziej sroga zima. Faktem jest, że z lat, które wspominał w sposób świadomy nie pamiętałem takiej zimy kiedy mogłem przejść lodem spod Hali Targowej do Katedry na Ostrowie Tumskim. Zamarznięte było praktycznie wszystko. Jedyny kawałek Odry który nie zamarzł to wypadającą woda z Elektrowni wodnej przy Uniwersytecie. 

 

+ powiększ

Chodząc tak po lodzie w najbardziej niecodziennych miejscach doszedłem do dwóch odkrywczych na tamten czas Po pierwsze przekonałem się po raz 149 że Wrocław to wspaniałe miasto i żadne inne łącznie z Krakowem nie jest tak ciekawe i różnorodne architektonicznie. Oczywiście mieszkańcy Krakowa mogą mieć inne zdanie, ale jestem przekonany, że nie wystarczy iż przez miasto przepływa rzeka jako taka. Chodzi oczywiście o to jak rzeka wpisuje się układ urbanistyczny miasta. Myślę, że to właśnie rzeki podnoszą atrakcyjność miasta. Nadają miastu różnorodności, która na przestrzeni wieków sprawia iż miasto nie jest skupiskiem kamienic, nawet tych najbardziej urokliwych jakie są w Krakowie. Aby odeprzeć potencjalne ataki Krakusów z wyprzedzeniem wspomnę, że to właśnie we Wrocławiu przez wiele stuleci miasto "zauważało" i współżyło z rzeką. Niestety tego samego nie można powiedzieć o nastawieniu krakowiaków do Wisły.

+ powiększ

 

Po drugie zacząłem zauważać pewne niebezpieczeństwo związane z zimą i DNW. Kiedy tak godzinami spacerowałem po wodzie, rozmawiałem z rybakami, którzy z uporem godnym lepszej sprawy zaklinali kije skierowane w kierunku dziur w lodzie zauważyłem, że zamarznięte statki są całkowicie bezbronne. Nie chodziło oczywiście o zamarzanie logu, ale o tzw. "czynnik ludzki". W sezonie letnim statek z lądem połączony jest cumami i trapem. Jeśli przyjąć, że osoby które parają się drugi pod względem tradycji zawodem na świecie są z założenia trochę leniwi to zimą tacy klasyczni "złodziejaszkowie" mają niejako mniej pracy. Latem muszą pokonać trap, który często jest podnoszony lub po prostu chowany, a z lądem statek łączą tylko cumy. Natomiast zimą spacerując po lodzie mogą dostać się dokładnie do każdego statku i barki. Wnioski jakie wtedy wyciągnąłem upewniły mnie, że okna w moim DNW będą jednak często przysłaniane, a na pokładzie nie będzie można zostawiać nic co można nadaje się do sprzedania w punkcie skupu metali lub na bazarze. 

+ powiększ

15 marzec 2006

Wyjście do ludzi... 

W tych dniach zadzwoniła do mnie Pani Teresa Więckiewicz z Civitas Christiana, która została mi przedstawiona kilka tygodni wcześniej jak twórca wrocławskiego klubu lobbingu odrzańskiego. Pani Teresa, która od kilku ;at jest na emeryturze zaskoczyła mnie energią i zapałem jaki wkładała w prace klubu. Śmiem twierdzić, że swoimi działaniami sprawiła, że od powodzi Odra we Wrocławiu została bardziej zauważona. Podczas rozmowy zostałem zaproszony do wygłoszenia referatu o Domach Na Wodzie na spotkaniu klubu w dniu 30 marca. Propozycja bardzo miło mnie zaskoczyła i od razu zacząłem szykować materiały. Przyjąłem, że prezentacja musi być multimedialna i wyczerpująco opisywać zjawisko DNW na świecie oraz wskazywać perspektywy w Polsce. Czasu było mało, ale ponieważ przez wiele lat w mojej pracy nauczyłem się robić prezentację "na wczoraj" i tym razem nie przestraszyłem się tematu. Pościągałem materiały i zdjęcia, napisałem plan i zacząłem to wszystko wkładać w plik Power Point. 

Po kilku dniach uświadomiłem sobie, że trudno będzie wykonać prezentację dla 60 osób z laptopa. Pani Teresa powiedziała, że niestety nie mają jeszcze rzutnika i prosi aby coś wymyślił. Tak "zabawka" to spory wydatek i do tego potrzebny naprawdę okazjonalnie. Wtedy przypomniałem sobie, że nieopodal mojego domu zawsze widziałem baner firmy która zajmowała sie rzutnikami - www.projekcja.pl.Następnego dnia wszedłem na pewniaka z ulicy i zapytałem o właściciela. Podszedł wtedy Szymon Staruchowicz i przedstawił się jako kierownik. Po krótkiej rozmowie w której poprosiłem o wsparcie w temacie rzutnika zostawiłem wizytówkę i poprosiłem o opinię i kontakt. Następnego dnia zadzwoniłem i usłyszałem, że uzyskam wsparcie i na bardzo korzystnych warunkach będę mógł pożyczyć rzutnik na prezentację. Do dzisiaj nie wiem czy Pana kierownika przekonał temat prezentacji który miałem zamiar robić czy można moja skromna osoba...:)

30 marca zgodnie z planem przedstawiłem referat pt. Domy Na Wodzie - metoda na wlasne M - Kierunki rozwoju w Europie i w Polsce. Frekwencja była zadowalająca, a w ocenie osób obecnych zagadnienie baaardzo ciekawe. W późniejszych miesiącach okazało się, że metoda prezentacji DNW po przez referat jest bardzo skuteczna. Wiele organizacji i instytucji prosiło mnie o wygłoszenie podobnego referatu.


Power Point - 6,57 MB

 
18 marzec 2005

to nie może być "pływający barak" !!!


To śmiałe wyznanie, ale nie ma co czarować, że dzięki sieci wiele spraw z DNW udało mi się zrobić szybciej i lepiej. W tych dniach wiedziałem już, że pływak będzie z betonu i byłem już w stałym kontakcie z konstruktorem wskazanym na Akademii Rozlicznej. Podświadomie zacząłem odczuwać, że skoro pływak będzie wykonany profesjonalnie to część mieszkalna musi być równie profesjonalna. Właśnie wtedy wsiadłem do auta i pojechałem do OBI. Nabyłem paczkę styropianu i nóż do dywanów. Ponieważ miałem już jako takie pojęcie jak będzie wyglądała mój DNW w czym bardzo pomogła mi dziecinna zabawa klockami LEGO krojenie styropianu nie było w ciemno. W ten sposób powstał kolejny projekt mojego DNW, który w porównaniu z pierwszym był jednak znaczącą lepszy...:) Wiedziałem, że będzie jakieś wiszące pomieszczenie i że DNW będzie miał dwa poziomy użytkowe oraz użytkowy dach. 

   
+ powiększ                                         + powiększ                                        + powiększ

20  marzec 2005

Uwielbiam Google...!


W  tym dniu, a raczej wieczorem tego dnia szukałem w sieci czy coś w temacie Domów Na Wodzie w Polsce się zmieniło. Czy tylko w Wrocławiu i Szczecinie ktoś czuje w ogóle temat. Wtedy właśnie na jakieś stronie dla architektów trafiłem na projekty które zostały zgłoszone do konkursu w Szczecinie, a które autor przed publikacją wyników umieścił w sieci. Praktycznie w 1 s. wiedziałem, że chłopak jest dobry i czuje temat. Co tu dużo gadać, ujęły mnie jego projekty i lekko podniecony napisałem do niego maila aby podał mi telefon do siebie. Na szczęście napisał następnego dnia rano i już w najbliższy weekend poprosiłem Pawła Barczyka aby przyjechał do Wrocławia bo chcę z nim pracować. Zgodził się prawie od razu. Jak przyjechał okazało się, że nie ma jeszcze 25 lat i robi dyplom na wydziale architektury Politechniki Śląskiej. Dawno nie rozmawiałem z nikim kto tak dobrze czuł temat DNW. Wszystko było w Pawle ujmujące, łącznie z jego zapałem i otwartą głową. Kolejny raz potwierdziła mi się zasada, że tylko młoda głowa może być otwarta na zrobienie czegoś nietypowego i oryginalnego. 

     
+ powiększ                         + powiększ                        + powiększ                         + powiększ                     

Cały czas miałem przekonanie, że jego projekty mają coś w sobie. Podczas wizyty we Wrocławiu Paweł zadał mi pytanie dlaczego nie poczekałem 10 dni na wyniki konkursu w Szczecinie w którym również on startował i dlaczego nie wybrałem tego kto dostał GRAND PRIX ? Do końca konkursu było raptem 10 dni i wcale nie musiałem się spieszyć. Pytanie była dla mnie zaskakujące, ale ponieważ sam sobie je wcześniej zadałem odpowiedź przyszło mi łatwo. Czułem, że jest to odpowiednia osoba z którą na pewno się zrozumiem i dodałem, że to jest coś w rodzaju mojego kredytu zaufania dla jego osoby. Nie bez skrępowania zabrałem do auta moje wycinanki ze styropianu i pokazałem je Pawłowi. Jego opinia na pytanie jak podoba się moja makieta była tyle samo ogólna co dyplomatyczna....)...ciekawe czy tego również uczą już na studiach ? Stanęło na tym, że potraktujemy temat od zera z uwzględnieniem moich wytycznych jako inwestora....:) Na moje pytanie czego Paweł najbardziej najbardziej nie lubi w projektowaniu odpowiedział, że zmian inwestora w projekcie który już został zaakceptowany. Myślę, że wyłapałem miedzy wierszami iż miał już złe doświadczenia w tym temacie. Wieczorem odwiozłem Pawła na dworzec gdzie prawie w biegu ustaliliśmy szczegóły jak zabrać się za wykonanie projektu architektonicznego. Następne kontakty były już przez tel i mail.




LUTY 2006


8 luty 2006

Ponieważ część mediów zaczęła bardzo miło i przychylnie reagować na mój projekt pojawiła się myśl aby zaprosić do współpracy władze miasta. Wszystko co osiągnąłem do tej pory miało już nie małą wartość dlatego ubrałem krawat i udałem się do Biura Promocji Urzędu Miejskiego. Przyjąłem, że właśnie ten wydział  w pełni będzie umiał zrozumieć i docenić fakt, że właśnie we Wrocławiu powstaje pierwszy w Polsce Dom Na Wodzie. Urocza brunetka o niestety kamiennej twarzy umówiła mnie na spotkanie z Panem Dyrektorem Pawłem Romaszkanem. Na spotkanie w następnym tygodniu zabrałem wszystkie materiały jakie miałem. 

 

Spotkanie umówione było na 10 rano i mimo "lodowiska" na drogach udało mi się zdążyć na czas. Szybki wstęp miałem przećwiczony tak wiec po kilku minutach Pan dyrektor zabrał głos. Odczułem wtedy zainteresowanie moim projektem i przedstawiłem propozycję, którą miałem już od kilku miesięcy w głowie. Chodziło mi o to aby samo umowne "wodowanie" mojego DNW włączyć w kalendarz imprez DNI WROCŁAWIA 2007 pod nazwą WrocławNonStop, które odbywają się co rok. Jest to bardzo duża impreza o której słychać nie tylko na Dolnym Śląsku. Propozycja trafiła na podatny grunt i ustaliliśmy, że wrócimy do detali gdzieś latem. 





STYCZEŃ 2006


15 styczeń 2006
no prawie jak na Syberii....

Z końcem stycznia nastały w Polsce prawie syberyjskie mrozy. Smutno wspominam te dni bo prawie każde wiadomości zaczynały się od podania ile osób zamarzło ostatniej nocy. Pamiętam uczucie bezradności i złości, że w kraju takim jak Polska mają miejsce sceny jak na jakimś krańcu świata zapomnianym przez boga. Mam świadomość, że nie da się upilnować każdego kto wychodzi w nocy z domu, ale jak usłyszałem, że ostatniej nocy zamarzło ponad 15 osób to ręce mi opadły....:(

 


22 styczeń 2006


+ powiększ

W tamtych dniach często wsiadałem w auto i jechałem w miejsca gdzie w zimie cumują statki. Pomyślałem, że muszę obserwować to co dzieje się na rzece przez jeden cały rok aby potem nie zaskoczyło mnie jakieś zjawisko. Ubierałem buty na grubych podeszwach i razem z rybakami, którzy łowili pod lodem spędzałem wiele godzin "na rzece" . Poczyniłem wtedy sporo obserwacji i pomiarów. Zależało mi aby ustalić w których miejscach na Odrze lód jest najgrubszy. Przyjąłem, że ta wiedza przyda mi się przy wyliczaniu przez konstruktora betonowego pływaka na który byłem zdecydowany już w 99% Metoda na pomiar była prosta. Pożyczałem od rybaków wiertło do lodu, które posiada każdy szanujący się rybak, szedłem w miejsce gdzie potencjalnie może cumować DNW i sam wierciłem. Potem specjalnym drutem z zagiętym końcem badałem jak gruby jest lód i robiłem notatki. Mroźne dni przychodził falami. Po tej, która była najdłuższa dokonałem najwięcej odwiertów. Utwierdziłem się, że w miejscach gdzie woda jest raczej stojąc lód jest najgrubszy. Natomiast tam gdzie Odra płynęła w nurcie lód był cieńszy.

Najgrubszy pomiar wykonałem w porcie na Kozanowie- 80 cm !!. Na zimowisku barek Osobowice I było 50-70cm. Podobnie było w awanporcie śluzy Szczytniki przed Politechniką. Któregoś dnia na Osobowice I zobaczyłem bardzo dziwny statek. Był to pchacz typu ŁOŚ, którego właścicielem był Pan Wiesław Kacaper, którego miałem okazję poznać kilka miesięcy wcześniej. Jego statek jako jedyny z prawie 50 jednostek nie był skuty na amen lodem. Pojęcia nie miałem jak to się stało więc od ręki zadzwoniłem do właściciela co to za czary. W rozmowie okazało się że statek jest wewnątrz ogrzewany "słoneczkiem" na prąd. Robili tak dlatego, że na wszelki wypadek chcieli mieć mobilną jednostkę. Obserwacja ta miała jednak większy sens. Przekonałem się, że nawet tak ciężkiej zimy jaka była w 2006 roku statek nie musi zamarzać. Wiedziałem, że tak poniekąd "harcerska" metoda jest skuteczna i że nie muszę się obawiać działania lodu. Od kiedy pomysł na pływaki z tworzywa "poszedł na dno", a ich miejsce zastąpił pływak z żelbetonu bałem się dwóch parametrów. Zanurzenia, które będzie pochodną samego ciężaru pływaka oraz naprężeń jakie będą działać na beton kiedy lód skuje ODRĘ. 

   

+ powiększ                                         + powiększ                                         + powiększ

 

 
28 styczeń 2006

no Beton z Akademii Rolniczej...:)

Ponieważ byłem już przekonany, że pływak musi być wykonany z betonu, a ostatnie tygodnie poświęciłem na obserwacje jaką siłę na rzece ma zima czułem, że potrzeba mi fachowca. Po rozmowach w poprzednich miesiącach z dwoma projektantami statków nabrałem przekonania, że pomysł wykonania konstrukcji pływającej z betony spotka się z ich, delikatnie mówiąc krytyką. Znałem już wtedy zasadę, którą poznałem kilka lat wcześniej, że jeśli ktoś zajmuje się jednym zagadnienie przez kilka lat to z czasem praktycznie bez szans jest zmiana jego nawyków. Twierdzę, że takie zachowania dotykają praktycznie wszystkich zawodów. Jest to pewnego rodzaju maniera. Może właśnie dlatego np sporo aktorów do końca życia gra role komediowe, a wielu malarzy na zmianę stylu swoich obrazów potrzebuje lat. Myślę, że może to być drink z nawyków, lenistwa z dodatkiem obaw przed nowym i zmianami. 


+ powiększ

Wtedy właśnie zacząłem rozpytywać wszystkich czy znają kogoś kto ma doświadczenie w temacie betonów. Jeden znajomy wspomniał mi, że na Akademii Rolniczej jest ktoś kogo wszyscy traktują jako autorytet w branży. Dostałem tylko nazwisko, KLIN. W Google ustaliłem, że szukać osoby która nazywa dr inż. Stanisław Klin. Znalazłem tel na który blisko tydzień bezskutecznie dzwoniłem. Tak wiec którego ranka wsiadłem w auto i pojechałem na plac Grunwaldzki szukać Pana Stanisława. Sprawa nie okazała się taka prosta. Pani w szatni owszem wskazała mi właściwy pokój, który jednak był zamknięty. Tak wiec siadłem i zacząłem koczować pod pokojem. Po chwili zauważyłem, że nie koczuję sam i że na korytarzu jest jest duże poruszenie. Podpytałem ponownie Panią w szatni co się dzieje. Dowiedziałem się że właśnie są zaliczenia i sesja. Faktycznie wszyscy byli jakoś odświętnie ubrani. Pamiętam, że zdziwiło mnie wtedy jak wiele dziewczyn studiuje na Akademii Rolniczej na wydziale budownictwa. Wrażenie to potęgował fakt, że te przyszłe niewiasty doskonale znały zjawisko "mowy ciała" oraz oddziaływania poza werbalnego. Te krótkie spódniczki, wysokie obcasy i bluzeczki z dekoltem sprawiały wrażenie jakby był to element przemyślanej strategii rodem z jakiego poradnika dla początkującego handlowca. 

W pewnym momencie na korytarzy zapanowało ożywienie. Ze schodów zbiegał Pan w szarej klasycznej marynarce obładowany teczkami, segregatorami i chyba pracami z zaliczeń. Cudem udało mi się ubiec wszystkie niewiasty, które również czekały i zostałem zaproszony do ciasnego pokoju pana dr . Z góry ustaliliśmy, że musze zmieścić się w 5 min bo za chwilę zaczyna się kolejny egzamin. Ja owszem zmieściłem się w "regulaminowym" czasie, ale wtedy zaczęły się pytania i razem wyszło jak nic 15 min. Kiedy dokonywaliśmy ustaleń i wymienialiśmy kontakty do pokoju wpadł mężczyzna w szarym garniturze, zostałem przedstawiony. Okazało się, że było to chyba prodziekan wydziału. Po prezentacji okazało się, że temat betonowego pływaka zainteresował również Pana prodziekana. Jednak czas gonił i wtedy Panowie potwierdzili zainteresowanie prosząc o kontakt po sesji. Wtedy dostałem kontakt do Pana, który jest adiunktem aby z nim przybliżał temat. Udałem się więc do niego. Ponieważ, wiedziałem, że "statek z betonu" nawet dla kogoś kto na co dzień zajmuje się betonami może być zaskoczeniem pomyślałem, że poproszę o wskazanie najlepszej osoby na roku u której zamówię projekt konstrukcyjny. Taki projekt dopiero przedstawię do konsultacji pracownikom wydziału proszą o konstruktywną krytykę. Pan Wojciech Kilian, który wskazany został przez Stanisława Klina przyjął mnie bardzo gorąco i z dużym zainteresowaniem. Pomysł aby na początek tematem zajął się student spodobał się jemu. O razu podeszliśmy do tablicy w której wywieszony był plan zajęć i nazwiska studentów ostatniego roku. 

+ powiększ

Dostałem 2 nazwiska i od razu udałem się pod salę gdzie mieli wykłady. Jednak jeszcze jadąc windą zadzwonił do mnie na komórkę Pan Wojciech o mówi, że przemyślał sprawę i w jego ocenie jest ktoś jeszcze lepszy od obecnych studentów. Miał być to chłopak, który skończył studia w zeszłym roku i "zaginał" na uczelni wszystkich. Oczywiście dostałem telefon już następnego dnia byłem na rozmowie u tego "orła"...:)






poczatek strony
     

Partnerzy DNW

 

Patroni i Przyjaciele DNW

Menu DNW:

Domy Na Wodzie:  Co i dlaczego  I  Gdzie i kiedy   I Bezpieczeństwo  I  Wybór miejsca   I  Jak zbudować

Kalendarium:  2005  I  2006 I  2007 

Partnerzy:  Partnerzy DNW  I  Patroni medialni  I  Przyjaciele  I  Chcesz pomóc?

Napisali o DNW

Aktualności:  Hydrologia  I  Wodowanie

Galeria:  Wrocław  I  Stary Wrocław  I  Szczecin  I  Świat

Księga Gości  

Ciekawe:  Ciekawe Świat

Kontakt  

Wszystkie prawa zastrzeżone / All rights reserved Copyright

© 2006 by DomyNaWodzie.pl